środa, 5 marca 2014

Rozdział 1: O krok od śmierci

~Eliza~
         Rzuciłam Nikoli pełne zdziwienia spojrzenie. Nie przypuszczałabym, że tak szybko dotrze do niej, że zachowała się niewłaściwie. Kiwnęłam głową na znak, że przyjmuję przeprosiny. Zwolniłam nieco tempo i obróciłam głowę, by przyjrzeć się twarzy dziewczyny. Nie było na niej tego kpiącego wyrazu, ale i nie biło od niej niczym przyjaznym. Zaczęłam się zastanawiać, jak będzie wyglądała nasza współpraca…
         - Organizowałaś już wcześniej jakieś koncerty? - zapytała. Pokiwałam głową, przypatrując się zagonionym ludziom. Patrzyli na nas jak na dwie totalne kretynki. Jutro próba zespołu, za dwa dni koncert, a my niemal spacerkiem zmierzamy ku pirotechnikom.
         - Owszem, miałam przyjemność zajmować się sceną na której grali System Of A Down, Scars On Broadway i Kasabian. - odparłam, jakby to było czymś zwyczajnym, naturalnym. W środku, rozpierała mnie pozytywna energia, kiedy przypomniałam sobie tamte dni. - A ty?
         - Green Day, Linkin Park, Rihanna… - odparła tak samo jak ja, beznamiętnie. Kiwnęłam głową.
         - Utrzymujesz z nimi kontakt? - zapytałam.
         - Mam telefony i maile do ich managerów, czasami zdarzy się zamienić kilka zdań, lub napisać wiadomość.
         - To tak jak ja.
         Dotarłyśmy na miejsce. Szybko odnalazłam Marka. Podchodząc do niego, wręczyłam mu teczkę z wytycznymi. Wybałuszył na mnie oczy. Gdy zobaczył z kim przyszłam, doznał takiego szoku, że jego twarz przybrała dziwny grymas, po czym zaczął poruszać ustami, jednak nie wydobywał z nich żadnego dźwięku. Dopiero po chwili zrozumiałam o co chodzi. A raczej o kogo. Kiwnęłam ręką, by się pochylił. Przy jego wzroście, na oko biorąc, musiał mierzyć około dwóch metrów, ciężko byłoby mi powiedzieć mu coś na ucho. Ja mierzyłam tylko, lub aż 160 centymetrów.
         - Mamy ze sobą współpracować, więc musimy dojść do przynajmniej minimalnego porozumienia. - wyjaśniłam. Blondyn wyprostował się i kiwnął powoli głową, wyrażając zgodę. - Lepiej pokażcie, jak wam idzie.
         Podeszliśmy do ekipy pirotechników. „Raj dla Tilla” - pomyślałam. Miotacze ognia rozmaitej wielkości, ogniste maski, które wykorzystają przy wykonywaniu „Feuer Frei”, płonące mikrofony do „Asche zu Asche” oraz specjalnie przygotowane gitary, do intra przed „Bück Dich”.
         - Sprawdzaliście sprzęt? - zapytałam mrużąc jedno oko. Mark, wypiął dumnie pierś.
         - Osobiście wszystko testowałem, działają jak złoto.
         Podniosłam rękę do góry, by poklepać go po ramieniu. Uśmiechnął się do mnie pięknie. Ponownie nachylił się nade mną.
         - Mam rozumieć, że nie rzucasz roboty?
         - Mam odpuścić spotkanie Rammstein? Człowieku, w życiu.
         Zachichotaliśmy. Mężczyzna wyprostował się i wrócił do swoich zajęć. Obróciłam się i zauważyłam, że Nikola ciągle za mną stoi. Patrzyłam na nią w milczeniu.
         - Co teraz robisz? - zapytała.
         - Muszę doglądnąć dźwiękowców. - powiedziałam. - Może wybierzesz się ze mną?
         - W sumie, co mi szkodzi… - burknęła bardziej do siebie, niż do mnie. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się lekko. Może uda nam się dojść do porozumienia?


~Nikola~
        Szłam z Elizą sprawdzić jak pracują dźwiękowcy. Miałam nadzieję, że nie zawiodę się na nich tak bardzo, jak na oświetleniowcach. Początkowo szłyśmy w milczeniu, nawet nie patrząc na siebie. Czułam się dosyć dziwnie w obecności brunetki, ale nie przejmowałam się tym teraz. W tej chwili liczyło się dla mnie jak najlepsze zorganizowanie koncertu dla zespołu, który jest bliski memu sercu.
        - Będziesz tak milczeć? - spytała Eliza.
        Zerknęłam na nią kątem oka. Nie patrzyła na mnie. Wlepiła wzrok w jakiś punkt przed sobą.
        - Jakbym wiedziała o czym z tobą rozmawiać, to kłapałabym teraz dziobem na prawo i lewo. - odparłam.
        Moje słowa sprawiły, że idąca obok mnie dziewczyna parsknęła śmiechem. Ciekawe co było w tym takiego zabawnego? - pomyślałam. Ponownie na nią zerknęłam. Tym razem brunetka nie patrzyła przed siebie lecz ukradkowo zerkała na mnie.
        - Dlaczego tak na mnie spoglądasz, co? Mam coś na twarzy, że mi się tak przyglądasz? - wypaliłam bez namysłu.
        Eliza nieco wystraszyła się moim podniesionym głosem, ale odparła przyjaźnie, że na mojej twarzy nie ma nic czego być nie powinno. Odetchnęłam z ulgą, bo odnosiłam wrażenie, że jej wpatrywanie się we mnie nie jest przypadkowe.
        - Ten kolczyk w wardze ci nie przeszkadza? - spytała po chwili.
        - Nie, mam go już od dwóch lat. Przyzwyczaiłam się do niego.
        - Wyjmujesz go?
        - Czasami... To znaczy gdy muszę.
        - Musiało boleć, co? - drążyła temat dziewczyna.
        - A ty co? Gestapo, że mnie tak przesłuchujesz? - odparłam.
        - Przepraszam... - mruknęła.
        - Dobra, to ja powinnam cię przeprosić. Odkąd zostałam organizatorką koncertu Rammstein źle sypiam, mało jem i jestem strasznie nerwowa. Ogólnie rzecz mówiąc, jestem jak trup, żywy trup.
        - Rozumiem twój stres przed koncertem. Sama również go odczuwam, ponieważ uwielbiam, nawet kocham, Rammstein.
        Uniosłam brwi słysząc iż Eliza kocha Rammstein. No, zaplusowała sobie u mnie dziewczyna, nie ma co. Posłałam jej leciutki uśmiech, który ona odwzajemniła swoim, nieco niepewnym. Od tej chwili żadna z nas nie odezwała się ani jednym słowem. Do dźwiękowców zatem zmierzałyśmy w milczeniu.


        Dziewczyny dotarły do dźwiękowców. Stanęły z boku i przyglądały się ich pracy. Mężczyźni wywarli pozytywne wrażenie na Nikoli. W przeciwieństwie do oświetleniowców, którzy lenili się, dźwiękowcy pracowali jak pszczoły. No, może nie wszyscy... Jak to bywa, od każdej reguły znajdzie się chociażby jeden wyjątek. Po kilku minutach obserwacji, w grupce mężczyzn managerki doszukały się jednego pracownika, który nie specjalnie przykładał się do pracy. Przeciwnie. Sprawiał wrażenie, jakby totalnie nie rozumiał tego, iż zespół ma tu jutro próbę, a pojutrze koncert. Do tego był bardzo nierozgarnięty, wszystko dosłownie leciało mu z rąk.
        Młodsza z dziewcząt mało nie wyszła z siebie i nie stanęła obok, gdy widziała ów leniucha. Cudem powstrzymywała się od solidnego opieprzenia mężczyzny. Jak na dłoni widać było, że Kwiatkowska cała aż drży z nerwów. Brunetka zauważyła to i poczęła uspokajać Nikolę, jednak bez skutku. Argumenty Torosiewicz na nic się zdały, Nikola była uparta i musiała postawić na swoim. Kiedy niższa z polek opanowała nerwy, ruszyła w stronę obiboka z zamiarem kulturalnego wytłumaczenia mu, że ma pracować a nie stać z boku i patrzeć jak ten wół na malowane wrota.
        Będąc w połowie drogi do dźwiękowca, który nie wiedział co ma zrobić, Kwiatkowska nie zauważyła że jeden z reflektorów wisi tak, jakby zaraz miał spaść. Nieświadoma niczego managerka szła przed siebie. Naderwany reflektor nie uszedł uwadze drugiej managerki, Elizie. Polka krzyknęła do Nikoli, aby ta uważała, ale było już za późno. Nagle, ni stąd ni zowąd, zjawił się Till Lindemann. W zadziwiająco szybkim tempie znalazł się obok Kwiatkowskiej i odepchnął ją w prawo, po czym stracił równowagę i wpadł na nią. Tuż obok nich spadł reflektor, roztrzaskując się na kawałki.
        Till, Nikola, Eliza oraz dźwiękowcy zamarli w bezruchu. Brunetka stała z szeroko otwartymi oczami, przysłaniając usta dłońmi. Wpatrywała się jak Lindemann wstaje, po czym pomaga podnieść się dziewczynie. Pozostali, będący w pobliżu, również przyglądali się całemu zajściu, szepcząc coś między sobą.
        - Jezu, najmocniej cię przepraszam, nie chciałem cię przygnieść. Jesteś cała? - odezwał się frontman Rammstein.
Mężczyzna zaczął uważnie przyglądać się drobnej dziewczynie, której dosłownie przed paroma minutami uratował życie.
        - Jestem w jednym kawałku, jak widać. - odparła Nikola, po czym dodała szybko - Nie ma mnie pan za co przepraszać. Gdyby nie pan, ten reflektor spadłby na mnie, a wtedy skończyłabym zdecydowane gorzej...
        Till uśmiechnął się do stojącej przed nim polki promiennie. W tym samym czasie Eliza doszła do siebie po szoku, jakiego doznała widząc spadający na ziemię reflektor. Podbiegła do Lindemanna i Kwiatkowej w tempie niemalże równym tempu geparda ścigającego antylopę.
        - Nikola! - krzyknęła i nie patrząc na to, że chwilę temu nienawidziła czerwonowłosej i najchętniej wydłubałaby jej oczy, rzuciła się młodszej koleżance na szyję, omal jej nie dusząc.
        - Eliza... brakuje... mi... powietrza... - wysapała Kwiatkowska.
        Brunetka wypuściła ze swych objęć Nikolę, przepraszając ją za swoje zachowanie.
        - W porządku, nic się nie stało. - odparła czerwnowłosa rozmasowując szyję.
        - Myślę, że nie pozostaje nam nic innego, jak udać się do tych kretynów oświetleniowców i uzmysłowić im, że nie płacimy im za partactwo, do cholery. - odezwała się oburzona całym zajściem Eliza, kierując swoje słowa do wokalisty zespołu.
        - Zatem chodźmy. - odparł i nie czekając na managerki, skierował się w stronę grupki oniemiałych oświetleniowców.
        Obie polki wymieniły szybkie spojrzenia i udały się za Tillem. Kiedy całą trójką znaleźli się przed mężczyznami odpowiedzialnymi za oświetlenie podczas koncertu, nie kryli swego wzburzenia i gniewu.
        - Już ja wam nagadam. - warknął wokalista Rammstein - Odwalić taką fuszerkę?! Chcecie ludzi pozabijać?! Nie za to wam płacimy, żebyście spierdalali robotę na całej linii! To cud, że dziewczyna żyje! - mężczyzna grzmiał niczym Zeus.
        Oświetleniowcy byli w tak wielkim szoku po usłyszeniu słów Lindemanna, że nie odezwali się ani jednym słowem. Patrzyli się na mężczyznę i dwie dziewczyny oczami wielkimi jak piłeczki pingpongowe. Przestraszyli się widoku wściekłych pracodawców, zapominając tym samym języków w ustach. Po chwili jeden z nich się ocknął.
        - Panie Lindemann, proszę powiedzieć co konkretnie się stało. - odezwał się cicho.
        - Co się stało?! - ryknął Niemiec. - Jak zamontowaliście reflektory?! Jeden z nich spadł i mało jej nie zabił! - wskazał Nikolę, która w chwili obecnej nie mogła zabrać głosu.
        Czerwonowłosa stała obok Tilla i łypała morderczym spojrzeniem na stojącego przed nią mężczyznę, przez głupotę którego omal nie zginęła na miejscu, przygnieciona przez reflektor.
        - Jak to spadł? - zapytał mężczyzna.
        Rozwścieczył tym nie tylko Tilla, ale i Nikolę i Elizę.
        - Kpisz, czy o drogę pytasz?! - odezwała się po raz pierwszy Eliza.
        Kwiatkowska spojrzała na swojego pomocnika do organizacji koncertu tak wielkimi oczami, że mało ich nie zgubiła. Spodziewała się wszystkiego po Torosiewicz, ale nie tego. Po raz pierwszy, odkąd się poznały, Nikola była pełna podziwu wobec starszej koleżanki po fachu za jej odwagę i wypowiedzenie słów „kpisz, czy o drogę pytasz”.
        - Słuchajcie. - Nikola zwróciła się do Lindemanna i Lizy - Mam w dupie ich tłumaczenia, dlatego w tym momencie idę do szefa! Ma prawo wiedzieć, że zatrudnił stado nieudaczników i partaczy!
        Brunetka i Till popatrzyli na Nikolę, później na siebie. Kiwnęli głowami na znak, że zgadzają się na taki ruch.
        - Ale szefowo... - zaczął ktoś z ekipy.
        Nie dane było mu dokończyć zdania, ponieważ Nikola znów zabrała głos.
        - Zamknij się, jeżeli nie chcesz zbierać zębów z podłogi. - czerwonowłosa syknęła wściekle przez zęby i wymierzyła w niego wskazujący palec - Szef dowie się o wszystkim, a wtedy wy macie przejebane!
        Oświetleniowiec przełknął głośno ślinę i wycofał się dwa kroki w tył. Stojąca naprzeciw niego Diablica ciskała w niego gromami. Gdyby jej spojrzenie mogło zabić, ów pracownik leżałby już trupem na ziemi. Kiwnęła ręką na Tilla oraz drugą managerkę i pewnym krokiem ruszyła w kierunku gabinetu szefa.


        Rozmowa z szefem przebiegła szybko i sprawnie. Nikola, Eliza i Till przekrzykiwali się wzajemnie, ostro gestykulując. Szef, mężczyzna w średnim wieku z siwiejącymi, falującymi włosami, starał się zrozumieć choć jedno słowo. Jako, że nie szło mu najlepiej, uciszył całą trójkę, po czym poprosił, by każdy mówił spokojnie, wolno i przede wszystkim nie wchodził drugiej osobie w zdanie.
        Po jakichś dziesięciu minutach, organizator wiedział już wszystko. On również się oburzył. Wymsknęło mu się nawet jedno przekleństwo. Zaraz po jego wypowiedzeniu chrząknął i oznajmił, że ekipa oświetleniowców zostanie surowo ukarana.
        Till, Nikola i Eliza wymienili dyskretne uśmiechy widząc, jak szef peszy się po wypowiedzeniu podniesionym głosem siarczystego „patałachy pierdolone”. Managerki i Lindemann wyszli z gabinetu wyraźnie usatysfakcjonowani tym, co udało im się załatwić.


~Eliza~
        Uporządkowałam w głowie myśli. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. Pomyśleć, że szaleństwo zacznie się dopiero jutro, kiedy zespół wejdzie na scenę, by odbyć próbę generalną. Najpierw dowiaduję się, że rolę managerki muszę dzielić z inną osobą. Osobą, która od początku mnie znienawidziła i najchętniej pewnie wykopałaby mnie jak najdalej stąd. Myślę, że Nikola nie jest świadoma tego, że swoim zachowaniem dodała mi ogromnej motywacji. Dzięki niej tak na prawdę doszło do mnie, że muszę udowodnić wszystkim, a przede wszystkim samej sobie, że jestem dobrym managerem i świetnie poradzę sobie z organizacją koncertu zespołu, który ma szczególne miejsce w moim sercu zaraz obok System Of A Down, z którymi już współpracowałam.
        Później, afera z reflektorem... Mimo, iż Nikola ani trochę nie zaplusowała u mnie, to przestraszyłam się, gdy zobaczyłam, jak element oświetlenia spada na nią. Gdyby nie zjawił się Till... Brr, nie chcę myśleć, co by się stało... Na szczęście, szef dowiedział się o całym zajściu i oświetleniowcy odpowiedzą za swoje partactwo. Ciekawi mnie, co zrobi organizator. Przecież nie zwolni całej ekipy oświetleniowców na dwa dni przed koncertem. Tym bardziej, że jutro, o piętnastej ma się odbyć próba generalna. Wydaje mi się, że będziemy musiały z Nikolą z rana zrobić obchód i skontrolować efekty pracy ekip. Dokładnie i bez litości. Nie możemy pozwolić sobie nawet na najmniejsze uchybienie. Jeszcze tego by nam brakowało, jakby któremuś z muzyków coś się stało na obiekcie, za który obie bierzemy odpowiedzialność. Poza tym, gdyby moim idolom stało się coś złego tylko dlatego, że nie dopilnowałam pracowników, wyrzuty sumienia by mnie zabiły.
        Zastanawiam się, jacy są członkowie Rammstein za kulisami... Czy są sympatycznymi facetami, a może zadufanymi w sobie gwiazdorami. Ciekawe, czy zaproszą nas na aftershow? Chłopaki z SOADu złożyli mi taką propozycję i nie odmówiłam. Bawiłam się wspaniale, a nawet udało im się namówić mnie do skosztowania marihuany... Uśmiechnęłam się do wspomnień, po czym wróciłam myślami do Rammstein. Zawsze, gdy oglądałam ich koncerty w Internecie, brakowało mi uśmiechów na ich twarzach. Jedyny Paul był ciągle uśmiechnięty, reszta jakby zasmucona. Właśnie tego brakuje mi na ich koncertach. Ich występy są pełne fenomenalnych efektów i wspaniałej muzyki, ale gdyby ich buzie były uśmiechnięte, całość wyglądałaby jeszcze lepiej. Może te kamienne twarze podsunęły mi myśl która mówiła, że ciężko będzie się do nich w jakikolwiek sposób zbliżyć. Gdyby moje autorytety okazały się gburami, byłoby to jak uderzenie w twarz.
        Starałam się odrzucić od siebie te myśli. Wszystkie inne również. Teraz, musiałam skupić się na organizacji sceny, a wszystko inne wyjdzie w przysłowiowym praniu.


~Nikola~
       Matko, co za dzień... Najpierw dowiaduję się, że przy organizacji koncertu dla Rammstein mam wspólnika, znaczy się wspólniczkę, a potem o mały włos nie ginę przygnieciona przez reflektor. Moja śmierć z pewnością nadawałaby się do programu „Śmierć na tysiąc sposobów”. Na samo wspomnienie tamtego wydarzenia poczułam przechodzące po całym ciele nieprzyjemne ciarki. Nie wiem, co by się stało, gdyby Till się nie zjawił... Odgoniłam od siebie te straszne myśli i skupiłam je na osobie mojego pomocnika, Elizie.
       Hmmm... Co mogę o niej powiedzieć? Sama nie wiem... Znam ją dopiero od kilkudziesięciu minut. Wydaje się być trudna do rozszyfrowania. Z jednej strony cicha i niepozorna, a z drugiej ostra i odważna. I w dodatku to jej zachowanie względem mnie, kiedy zostałam uratowana od śmierci przez Tilla... No nic, mam nadzieję, że najbliższe kilka dni jakoś wytrzymam z tą laską. Mam już wystarczająco nerwów na głowie, by teraz dokładać sobie kolejny.
       Przez całe to zamieszanie związane z koncertem Rammstein, mało jem i mało sypiam. W dodatku stałam się bardziej nerwowa niż zwykle. Ciągle myślę, czy wszystko idzie zgodnie z ustaleniami Lindemanna i reszty muzyków. Boję się, że coś może się spieprzyć, a tym samym zaważyć na ocenie mojej pracy. Jeden błąd, nawet najbardziej błahy, może sprawić iż pożegnam się z wymarzoną pracą raz na zawsze... Dopilnowanie przygotowań do koncertu ukochanego zespołu to dla mnie od zawsze wielkie przedsięwzięcie, jak i wielki zaszczyt.
       Kiedy organizowałam koncerty dla Linkin Park czy Green Day sprawa była o wiele prostsza. Oba zespoły nie miały zbyt wielkich wymagań w związku z koncertem. Niestety z Rammstein tak nie ma. Oświetlenie, dźwięk, i jeszcze na dodatek ta cała pirotechnika bez której koncert nie miałby sensu, to wszystko mnie przerasta. Ale ja jestem dzielną kobietą, która niczego się nie boi. Poza tym jestem świetną managerką, która poradzi sobie ze wszystkim i wszystkimi.


***
Kochani, przed Wami pierwszy rozdział. Mezmerize mnie zabije, za to co zamierzam napisać. Nie jestem zadowolona z ostatniego fragmentu opowiadania. To nie jest szczyt mojej twórczości, wiem iż stać mnie na więcej. Mezmerize, nie próbuj nawet zaprzeczać! Przypominam, że za 3 dni się widzimy i wtedy się policzymy...
CZYTAM = KOMENTUJĘ
Schneiderowa_95

Schneiderowa, szykuj się na starcie z Mezmerize... :P
Ale o tym porozmawiamy za 3 dni. ^^
Przedstawiamy Wam pierwszy rozdział naszego dzieła. :) Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu mimo niezadowolenia Schneiderowej. :) Dodam , iż mamy kilka pomysłów na kolejne odcinki... ^^ Liczymy na Wasze opinie. :)
Mezmerize

wtorek, 4 marca 2014

Prolog: Pierwsza konfrontacja

         Średniego wzrostu, czerwonowłosa dziewczyna była w drodze do oświetleniowców chcąc sprawdzić, jak idą przygotowania reflektorów. Była zamyślona. Z tego stanu wyrwało ją zderzenie z pewną osobą.
         - Jak chodzisz, do cholery?! - krzyknęła. Stojąca naprzeciw niej brunetka nieco się speszyła.
         - Przepraszam, ale to ty patrzyłaś gdzieś w bok… - odparła spokojnie, podnosząc z ziemi teczkę, którą upuściła wskutek zderzenia. Nieznajoma rzuciła wzrokiem na tekturowy przedmiot. Zobaczyła na nim napis „pirotechnika”.
         - Tak właściwie kim jesteś?
         - Eliza, zajmuję się przygotowaniem sceny do koncertu. - odpowiedziała dziewczyna, wyciągając dłoń.
         - Nikola… Ale zaraz, zaraz… - przymrużyła oczy. - Jak to przygotowaniem sceny? Przecież ja jestem managerem!
         Brunetka otworzyła usta ze zdziwienia. Mierzyły się wzrokiem dobrych kilka minut. Nikola była wściekła, że ktoś wtrąca się w jej robotę, natomiast Eliza nie rozumiała dlaczego dziewczyna jest do niej tak negatywnie nastawiona. Pomimo tego, była zaskoczona zaistniałą sytuacją.
         - Kurwa, mogli mnie poinformować wcześniej! Cholerni organizatorzy…
         - Nikola, tylko spokojnie. - Eliza starała się opanować napiętą atmosferę. - Posłuchaj, Rammstein jest bardzo wymagającym zespołem, może po prostu doszli do wniosku, że we dwójkę lepiej nam pójdzie?
         - Sugerujesz, że sama nie potrafię zorganizować takiego koncertu?! - oburzyła się. - Nie wiem na jakim poziomie stoją twoje umiejętności, ale chyba na najniższym, skoro okazało się, że potrzebujesz kogoś do współpracy.
         Eliza wybałuszyła oczy. Nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Dziewczyna obraża ją mimo, iż wcale jej nie zna, a do tego wszystkiego jest z siebie bardzo dumna. Brunetka poczuła, jak w jej oczach zaczynają gromadzić się łzy. Zwiesiła głowę. Czuła na sobie pogardliwy wzrok Nikoli. Zaczęła żałować, że podjęła się tego zadania. Czerwonowłosa wyminęła Liz i rzucając pod nosem przekleństwa ruszyła w swoją stronę. Brunetka pozwoliła spłynąć łzom po policzkach. Rzuciła okiem na trzymaną w rękach teczkę. Po chwili cisnęła nią o podłogę i ruszyła do jednego z organizatorów, by zrezygnować z tej pracy.


~Eliza~
         Nie rozumiałam zachowania Nikoli… Przecież to nie moja wina, że organizatorzy postanowili, że mamy ze sobą współpracować. Dlaczego ona uważa się za lepszą ode mnie? Nie powinnam dać sobą pomiatać i gdybym powiedziała jej kilka słów, nie zrobiłabym źle. Przykro mi, bo spotkanie Rammstein było jednym z moich największych marzeń. No trudno… Może jeszcze nadarzy się okazja, by przygotować dla nich scenę. Znajdę ją, gdy wszystko załatwię i powiem jej co myślę o jej idiotycznym zachowaniu. Nie chcę, by moje odejście było uznane jako ucieczka, ale przecież nie będę się z nią użerać i ciągle słuchać, że ona jest najlepsza, a ja powinnam czyścić jej buty. Otarłam wierzchem dłoni łzy, które płynęły po moich policzkach. Nigdy nie zostałam tak obrzydliwie potraktowana. Poczułam się jak totalne zero, jak beztalencie. Koncerty, które do tej pory organizowałam udały się wyśmienicie, to dodało mi skrzydeł i chęci do dalszej pracy. I akurat dziś, akurat wtedy, kiedy moje marzenie się spełnia, pojawia się Nikola i wszystko niszczy.
         - Eliza!
         Obróciłam się. W moją stronę biegł Mark, mężczyzna zajmujący się pirotechniką. Blondyn o szarych oczach, imponującym wzroście i zdenerwowanym wyrazem twarzy. Podejrzewałam, że z mojego powodu. Przystanęłam.
         - Gdzie są wytyczne?! - zagrzmiał. - Nie ma czasu, za dwa dni koncert!
         - Mam gdzieś pirotechnikę, ciebie i cały ten cyrk! - krzyknęłam. - Rzucam robotę!
         - Co ty pieprzysz?! Jak to rzucasz?! Na dwa dni przed koncertem?!
         - Po pierwsze, nie krzycz na mnie. - warknęłam. - A po drugie, macie drugą, lepszą managerkę, Nikolę. Idź do niej, a mi daj spokój.
         Otworzył usta, by ponownie na mnie krzyknąć, lecz ja obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę gabinetu organizatora.


~Nikola~
         Wyminęłam Elizę burcząc pod nosem same najgorsze przekleństwa, jakie tylko przyszły mi do głowy. Nadal jestem w głębokim szoku, że mam kogoś do pomocy przy organizacji koncertu. Pierwszy raz zdarza mi się coś takiego. Organizowałam już koncert Green Day, Linkin Park i Rihanny sama, bez niczyjej pomocy. Przystanęłam by zaczerpnąć tchu. Tak bardzo się zdenerwowałam, że prawie straciłam oddech. Kiedy się uspokoiłam, ruszyłam w stronę oświetleniowców, aby zobaczyć jak idą im przygotowania reflektorów i efektów świetlnych. Po dotarciu na miejsce, mało nie wyszłam z siebie i nie stanęłam obok. Oświetleniowcy nie wykonali powierzonej im przeze mnie pracy ani w 10%. Jak wyciągnęli sprzęt z ciężarówki i go tutaj przywlekli, tak go zostawili. I ja mam się nie denerwować? Nie dość, że mam współpracownika to jeszcze moi podwładni mnie nie słuchają.
          - Ej!!! - krzyknęłam w kierunku grupki mężczyzn, której średnia wieku wynosiła 30 lat - Na co czekacie? Brać się do roboty. Koncert za dwa dni, zespół ma jutro próbę, a tutaj nie ma światła?! Nie płacimy wam za siedzenie ale za robotę.
         Oświetleniowcy popatrzyli na mnie jakbym była przybyszem z innej planety. Pokręciłam głową i westchnęłam ciężko.
         - Mam wam pokazać, jak to się robi? - spytałam lekko wkurzona.
         Podparłam się pod boki i ciskając morderczym spojrzeniem, czekałam aż szanowni panowie wezmą się do pracy. Po chwili, która dla mnie była wiecznością, mężczyźni wstali i, jakby od niechcenia, zabrali się do roboty.
         No tak, głupio się im zrobiło, że 19-letnia dziewucha dyryguje nimi. No ale trudno, ja jestem wyżej niż oni. W końcu to ja jestem managerem do spraw przygotowania sceny przed koncertem, a nie oni. Oni to tylko moi podwładni, którzy mają wykonać każde moje polecenie. Postałam tak obok nich z pięć minut, w celu dopilnowania powierzonej im pracy, by następnie udać się z powrotem pod drzwi gabinetu organizatora. Musiałam zgłosić fakt, iż oświetleniowcy leniuchowali, zamiast pracować.
         Po drodze do gabinetu szefa natknęłam się na leżącą na ziemi teczkę opisaną „pirotechnika”. Podniosłam ją. Czyżby Eliza ją zgubiła? - zastanawiałam się. W tym samym momencie, w którym pomyślałam o tej dziewczynie, usłyszałam kłótnię pomiędzy nią a Markiem, specem od pirotechniki. Nie namyślając się ani chwili dłużej, pobiegłam w kierunku, z którego dobiegały mnie krzyki. Z oddali widziałam ostro kłócącą się dwójkę ludzi. Przyspieszyłam i w ciągu kilkunastu sekund, może kilkudziesięciu, stanęłam obok nich sapiąc tak głośno, jakbym co najmniej maraton przebiegła.


         Kiedy czerwonowłosa dziewczyna stanęła obok Elizy i Marka, ciężko dyszała. Łapała oddech aby następnie móc swobodnie mówić.
             
- To ja was zostawię same. - powiedział blondyn i odszedł, uprzednio poklepując pocieszająco Elizę po ramieniu.
Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem. Nikola dostrzegła, że ów wzrok brunetki błagał o pomoc.
         - Zgubiłaś to. - odezwała się niższa z dziewczyn.
Wyciągnęła rękę, w której trzymała teczkę opatrzoną napisem „pirotechnika” w stronę Elizy. Ta spojrzała na nią z pogardą a następnie podniosła wzrok na Kwiatkowską.
        - Po co mi to dajesz?
Nikolę nieco zdziwiło zachowanie Elizy, ale nie dała tego po sobie poznać. Nadal trzymała wyciągniętą przed siebie rękę a w niej teczkę.
       - Nie zamierzasz jej wziąć z powrotem? - czerwonowłosa dziewczyna zadała najgłupsze pytanie, jakie tylko utworzyło się w jej głowie.
       - Nie, bo już tu nie pracuję. Odchodzę. - odparła Torosiewicz.
       Tym razem Kwiatkowska zdziwiła się do tego stopnia, że otworzyła szeroko usta, robiąc przy okazji reklamę swemu dentyście. Mało tego, zrobiła tak wielkie oczy, że prawie by je zgubiła. Eliza widząc to wszystko, uśmiechnęła się ledwo widocznym uśmiechem.
       - Co taka zdziwiona jesteś? Przecież sama chciałaś pracować przy organizacji tego koncertu. - stwierdziła brunetka.
       Nikola milczała. Zamknęła usta ale nadal trzymała przed sobą teczkę. Nie wiedziała, co powiedzieć. Słowa Elizy były bolesne. Dziewczyna wypowiedziała je oschle i zimnie, tak jakby chciała zranić nimi Nikolę. Ale Nikola nie pozostała dłużna swojemu pomocnikowi przy organizacji koncertu i uprzednio chrząkając, zabrała głos:
       - Wiesz? Myślałam, że skoro Rammstein biorą dwie osoby do organizacji koncertu, to chcą żeby wszystko było na wysokim poziomie. Ale jak ty odchodzisz i rzucasz to wszystko w cholerę, to koncert Rammstein szlag trafi. Chcesz, żeby w Internecie ludzie hejtowali Rammstein za ich koncert, na którym pirotechnika była o kant dupy rozbić? Proszę bardzo, droga wolna, ale ja się pod tym nie podpisuję.
       Słowa czerwonowłosej spowodowały, że Eliza poczuła, jak przez jej ciało przebiega dziwna energia. Dziwna, ale mimo to pozytywna. Odebrała od niej teczkę.
       - Udowodnię tobie i nie tylko, że pirotechnika będzie na najwyższym poziomie. To będzie najlepszy koncert Rammstein w historii ich kariery.
       Brunetka obróciła się na pięcie i poszła szukać Marka. Nikola zamarła w miejscu i stała jak słup soli z wciąż wyciągniętą przed siebie ręką.
       - No proszę... ma dziewczyna charakterek. - mruknęła kiwając z uznaniem głową, kiedy odprowadzała Torosiewicz wzrokiem. Po chwili ruszyła za nią. Kiedy zrównała się z Elizą, pociągnęła ją chamsko za rękę w swoją stronę. Wyższa z dziewcząt oburzyła się nieco zachowaniem drugiej.
       - Chciałam cię przeprosić... i pogadać. - powiedziała Nikola, posyłając Elizie ni to uśmiech ni to grymas.


***
Mam nadzieję, razem z Mezmerize, że nasze wspólne opowiadanie przyjmiecie ciepło. Jesteśmy otwarte na każdą krytykę, byle odpowiednio skonstruowaną. Wszelaki komentarz jest dla nas bardzo ważny.
Schneiderowa_95

Tak więc prolog za nami. Historia, którą będziemy tu tworzyć ze Schneiderową będzie swego rodzaju uzewnętrznieniem naszych marzeń. :) Jestem zaszczycona, że mogę dzielić bloga z tak świetną osobą, jaką jest Schneiderowa. ^^ Mam nadzieję, że spodobają się Wam nasze wspólne pomysły. :)
Mezmerize