~Eliza~
Rzuciłam Nikoli pełne zdziwienia spojrzenie. Nie przypuszczałabym, że tak
szybko dotrze do niej, że zachowała się niewłaściwie. Kiwnęłam głową na znak,
że przyjmuję przeprosiny. Zwolniłam nieco tempo i obróciłam głowę, by przyjrzeć
się twarzy dziewczyny. Nie było na niej tego kpiącego wyrazu, ale i nie biło od
niej niczym przyjaznym. Zaczęłam się zastanawiać, jak będzie wyglądała nasza
współpraca…
- Organizowałaś już wcześniej jakieś koncerty? - zapytała. Pokiwałam głową,
przypatrując się zagonionym ludziom. Patrzyli na nas jak na dwie totalne
kretynki. Jutro próba zespołu, za dwa dni koncert, a my niemal spacerkiem
zmierzamy ku pirotechnikom.
- Owszem, miałam przyjemność zajmować się sceną na której grali System Of A Down,
Scars On Broadway i Kasabian. - odparłam, jakby to było czymś zwyczajnym,
naturalnym. W środku, rozpierała mnie pozytywna energia, kiedy przypomniałam
sobie tamte dni. - A ty?
- Green Day, Linkin Park, Rihanna… - odparła tak samo jak ja, beznamiętnie.
Kiwnęłam głową.
- Utrzymujesz z nimi kontakt? - zapytałam.
- Mam telefony i maile do ich managerów, czasami zdarzy się zamienić kilka
zdań, lub napisać wiadomość.
- To tak jak ja.
Dotarłyśmy na miejsce. Szybko odnalazłam Marka. Podchodząc do niego, wręczyłam
mu teczkę z wytycznymi. Wybałuszył na mnie oczy. Gdy zobaczył z kim przyszłam,
doznał takiego szoku, że jego twarz przybrała dziwny grymas, po czym zaczął
poruszać ustami, jednak nie wydobywał z nich żadnego dźwięku. Dopiero po chwili
zrozumiałam o co chodzi. A raczej o kogo. Kiwnęłam ręką, by się pochylił. Przy
jego wzroście, na oko biorąc, musiał mierzyć około dwóch metrów, ciężko byłoby
mi powiedzieć mu coś na ucho. Ja mierzyłam tylko, lub aż 160 centymetrów.
- Mamy ze sobą współpracować, więc musimy dojść do przynajmniej minimalnego
porozumienia. - wyjaśniłam. Blondyn wyprostował się i kiwnął powoli głową,
wyrażając zgodę. - Lepiej pokażcie, jak wam idzie.
Podeszliśmy do ekipy pirotechników. „Raj dla Tilla” - pomyślałam. Miotacze
ognia rozmaitej wielkości, ogniste maski, które wykorzystają przy wykonywaniu
„Feuer Frei”, płonące mikrofony do „Asche zu Asche” oraz specjalnie
przygotowane gitary, do intra przed „Bück Dich”.
- Sprawdzaliście sprzęt? - zapytałam mrużąc jedno oko. Mark, wypiął dumnie
pierś.
- Osobiście wszystko testowałem, działają jak złoto.
Podniosłam rękę do góry, by poklepać go po ramieniu. Uśmiechnął się do mnie
pięknie. Ponownie nachylił się nade mną.
- Mam rozumieć, że nie rzucasz roboty?
- Mam odpuścić spotkanie Rammstein? Człowieku, w życiu.
Zachichotaliśmy. Mężczyzna wyprostował się i wrócił do swoich zajęć. Obróciłam
się i zauważyłam, że Nikola ciągle za mną stoi. Patrzyłam na nią w milczeniu.
- Co teraz robisz? - zapytała.
- Muszę doglądnąć dźwiękowców. - powiedziałam. - Może wybierzesz się ze mną?
- W sumie, co mi szkodzi… - burknęła bardziej do siebie, niż do mnie.
Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się lekko. Może uda nam się dojść do
porozumienia?
~Nikola~
Szłam
z Elizą sprawdzić jak pracują dźwiękowcy. Miałam nadzieję, że nie zawiodę się
na nich tak bardzo, jak na oświetleniowcach. Początkowo szłyśmy w milczeniu,
nawet nie patrząc na siebie. Czułam się dosyć dziwnie w obecności brunetki, ale
nie przejmowałam się tym teraz. W tej chwili liczyło się dla mnie jak najlepsze
zorganizowanie koncertu dla zespołu, który jest bliski memu sercu.
-
Będziesz tak milczeć? - spytała Eliza.
Zerknęłam
na nią kątem oka. Nie patrzyła na mnie. Wlepiła wzrok w jakiś punkt przed sobą.
-
Jakbym wiedziała o czym z tobą rozmawiać, to kłapałabym teraz dziobem na prawo
i lewo. - odparłam.
Moje
słowa sprawiły, że idąca obok mnie dziewczyna parsknęła śmiechem. Ciekawe co
było w tym takiego zabawnego? - pomyślałam. Ponownie na nią zerknęłam. Tym
razem brunetka nie patrzyła przed siebie lecz ukradkowo zerkała na mnie.
-
Dlaczego tak na mnie spoglądasz, co? Mam coś na twarzy, że mi się tak
przyglądasz? - wypaliłam bez namysłu.
Eliza
nieco wystraszyła się moim podniesionym głosem, ale odparła przyjaźnie, że na
mojej twarzy nie ma nic czego być nie powinno. Odetchnęłam z ulgą, bo odnosiłam
wrażenie, że jej wpatrywanie się we mnie nie jest przypadkowe.
-
Ten kolczyk w wardze ci nie przeszkadza? - spytała po chwili.
-
Nie, mam go już od dwóch lat. Przyzwyczaiłam się do niego.
-
Wyjmujesz go?
-
Czasami... To znaczy gdy muszę.
-
Musiało boleć, co? - drążyła temat dziewczyna.
-
A ty co? Gestapo, że mnie tak przesłuchujesz? - odparłam.
-
Przepraszam... - mruknęła.
-
Dobra, to ja powinnam cię przeprosić. Odkąd zostałam organizatorką koncertu
Rammstein źle sypiam, mało jem i jestem strasznie nerwowa. Ogólnie rzecz
mówiąc, jestem jak trup, żywy trup.
-
Rozumiem twój stres przed koncertem. Sama również go odczuwam, ponieważ
uwielbiam, nawet kocham, Rammstein.
Uniosłam
brwi słysząc iż Eliza kocha Rammstein. No, zaplusowała sobie u mnie dziewczyna,
nie ma co. Posłałam jej leciutki uśmiech, który ona odwzajemniła swoim, nieco
niepewnym. Od tej chwili żadna z nas nie odezwała się ani jednym słowem. Do
dźwiękowców zatem zmierzałyśmy w milczeniu.
Dziewczyny
dotarły do dźwiękowców. Stanęły z boku i przyglądały się ich pracy. Mężczyźni
wywarli pozytywne wrażenie na Nikoli. W przeciwieństwie do oświetleniowców,
którzy lenili się, dźwiękowcy pracowali jak pszczoły. No, może nie wszyscy...
Jak to bywa, od każdej reguły znajdzie się chociażby jeden wyjątek. Po kilku minutach obserwacji, w grupce
mężczyzn managerki doszukały się jednego pracownika, który nie specjalnie
przykładał się do pracy. Przeciwnie. Sprawiał wrażenie, jakby totalnie nie
rozumiał tego, iż zespół ma tu jutro próbę, a pojutrze koncert. Do tego był
bardzo nierozgarnięty, wszystko dosłownie leciało mu z rąk.
Młodsza
z dziewcząt mało nie wyszła z siebie i nie stanęła obok, gdy widziała ów
leniucha. Cudem powstrzymywała się od solidnego opieprzenia mężczyzny. Jak na
dłoni widać było, że Kwiatkowska cała aż drży z nerwów. Brunetka zauważyła to i
poczęła uspokajać Nikolę, jednak bez skutku. Argumenty Torosiewicz na nic się
zdały, Nikola była uparta i musiała postawić na swoim. Kiedy niższa z polek opanowała
nerwy, ruszyła w stronę obiboka z zamiarem kulturalnego wytłumaczenia mu, że ma
pracować a nie stać z boku i patrzeć jak ten wół na malowane wrota.
Będąc
w połowie drogi do dźwiękowca, który nie wiedział co ma zrobić, Kwiatkowska nie
zauważyła że jeden z reflektorów wisi tak, jakby zaraz miał spaść. Nieświadoma
niczego managerka szła przed siebie. Naderwany reflektor nie uszedł uwadze
drugiej managerki, Elizie. Polka krzyknęła do Nikoli, aby ta uważała, ale było
już za późno. Nagle, ni stąd ni zowąd,
zjawił się Till Lindemann. W zadziwiająco szybkim tempie znalazł się obok
Kwiatkowskiej i odepchnął ją w prawo, po czym stracił równowagę i wpadł na nią.
Tuż obok nich spadł reflektor, roztrzaskując się na kawałki.
Till, Nikola, Eliza oraz dźwiękowcy
zamarli w bezruchu. Brunetka stała z szeroko otwartymi oczami, przysłaniając
usta dłońmi. Wpatrywała się jak Lindemann wstaje, po czym pomaga podnieść się
dziewczynie. Pozostali, będący w pobliżu, również przyglądali się całemu zajściu,
szepcząc coś między sobą.
-
Jezu, najmocniej cię przepraszam, nie chciałem cię przygnieść. Jesteś cała? -
odezwał się frontman Rammstein.
Mężczyzna
zaczął uważnie przyglądać się drobnej dziewczynie, której dosłownie przed
paroma minutami uratował życie.
-
Jestem w jednym kawałku, jak widać. - odparła Nikola, po czym dodała szybko -
Nie ma mnie pan za co przepraszać. Gdyby nie pan, ten reflektor spadłby na
mnie, a wtedy skończyłabym zdecydowane gorzej...
Till
uśmiechnął się do stojącej przed nim polki promiennie. W tym samym czasie Eliza
doszła do siebie po szoku, jakiego doznała widząc spadający na ziemię
reflektor. Podbiegła do Lindemanna i Kwiatkowej w tempie niemalże równym tempu
geparda ścigającego antylopę.
-
Nikola! - krzyknęła i nie patrząc na to, że chwilę temu nienawidziła
czerwonowłosej i najchętniej wydłubałaby jej oczy, rzuciła się młodszej
koleżance na szyję, omal jej nie dusząc.
-
Eliza... brakuje... mi... powietrza... - wysapała Kwiatkowska.
Brunetka
wypuściła ze swych objęć Nikolę, przepraszając ją za swoje zachowanie.
-
W porządku, nic się nie stało. - odparła czerwnowłosa rozmasowując szyję.
- Myślę, że nie pozostaje nam nic innego,
jak udać się do tych kretynów oświetleniowców i uzmysłowić im, że nie płacimy
im za partactwo, do cholery. - odezwała się oburzona całym zajściem Eliza,
kierując swoje słowa do wokalisty zespołu.
-
Zatem chodźmy. - odparł i nie czekając na managerki, skierował się w stronę
grupki oniemiałych oświetleniowców.
Obie
polki wymieniły szybkie spojrzenia i udały się za Tillem. Kiedy całą trójką
znaleźli się przed mężczyznami odpowiedzialnymi za oświetlenie podczas
koncertu, nie kryli swego wzburzenia i gniewu.
-
Już ja wam nagadam. - warknął wokalista Rammstein - Odwalić taką fuszerkę?!
Chcecie ludzi pozabijać?! Nie za to wam płacimy, żebyście spierdalali robotę na
całej linii! To cud, że dziewczyna żyje! - mężczyzna grzmiał niczym Zeus.
Oświetleniowcy
byli w tak wielkim szoku po usłyszeniu słów Lindemanna, że nie odezwali się ani
jednym słowem. Patrzyli się na mężczyznę i dwie dziewczyny oczami wielkimi jak
piłeczki pingpongowe. Przestraszyli się widoku
wściekłych pracodawców, zapominając tym samym języków w ustach. Po chwili jeden
z nich się ocknął.
- Panie Lindemann, proszę powiedzieć co konkretnie się stało. - odezwał się cicho.
- Co się stało?! - ryknął Niemiec. - Jak zamontowaliście reflektory?! Jeden z nich spadł i mało jej nie zabił! - wskazał Nikolę, która w chwili obecnej nie mogła zabrać głosu.
- Panie Lindemann, proszę powiedzieć co konkretnie się stało. - odezwał się cicho.
- Co się stało?! - ryknął Niemiec. - Jak zamontowaliście reflektory?! Jeden z nich spadł i mało jej nie zabił! - wskazał Nikolę, która w chwili obecnej nie mogła zabrać głosu.
Czerwonowłosa
stała obok Tilla i łypała morderczym spojrzeniem na stojącego przed nią
mężczyznę, przez głupotę którego omal nie zginęła na miejscu, przygnieciona
przez reflektor.
- Jak to spadł? - zapytał mężczyzna.
Rozwścieczył tym nie tylko Tilla, ale i
Nikolę i Elizę.
- Kpisz, czy o drogę pytasz?! - odezwała się po raz pierwszy Eliza.
- Kpisz, czy o drogę pytasz?! - odezwała się po raz pierwszy Eliza.
Kwiatkowska
spojrzała na swojego pomocnika do organizacji koncertu tak wielkimi oczami, że
mało ich nie zgubiła. Spodziewała się wszystkiego po Torosiewicz, ale nie tego.
Po raz pierwszy, odkąd się poznały, Nikola była pełna podziwu wobec starszej
koleżanki po fachu za jej odwagę i wypowiedzenie słów „kpisz, czy o drogę
pytasz”.
- Słuchajcie. - Nikola zwróciła się do
Lindemanna i Lizy - Mam w dupie ich tłumaczenia, dlatego w tym momencie idę do
szefa! Ma prawo wiedzieć, że zatrudnił stado nieudaczników i partaczy!
Brunetka i Till popatrzyli na Nikolę, później na siebie. Kiwnęli głowami na znak, że zgadzają się na taki ruch.
- Ale szefowo... - zaczął ktoś z ekipy.
Brunetka i Till popatrzyli na Nikolę, później na siebie. Kiwnęli głowami na znak, że zgadzają się na taki ruch.
- Ale szefowo... - zaczął ktoś z ekipy.
Nie dane było mu dokończyć zdania,
ponieważ Nikola znów zabrała głos.
- Zamknij się, jeżeli nie chcesz zbierać zębów z podłogi. - czerwonowłosa syknęła wściekle przez zęby i wymierzyła w niego wskazujący palec - Szef dowie się o wszystkim, a wtedy wy macie przejebane!
- Zamknij się, jeżeli nie chcesz zbierać zębów z podłogi. - czerwonowłosa syknęła wściekle przez zęby i wymierzyła w niego wskazujący palec - Szef dowie się o wszystkim, a wtedy wy macie przejebane!
Oświetleniowiec
przełknął głośno ślinę i wycofał się dwa kroki w tył. Stojąca naprzeciw niego
Diablica ciskała w niego gromami. Gdyby jej spojrzenie mogło zabić, ów
pracownik leżałby już trupem na ziemi. Kiwnęła ręką na Tilla oraz drugą managerkę i pewnym krokiem ruszyła w
kierunku gabinetu szefa.
Rozmowa
z szefem przebiegła szybko i sprawnie. Nikola, Eliza i Till przekrzykiwali się
wzajemnie, ostro gestykulując. Szef, mężczyzna w średnim wieku z siwiejącymi,
falującymi włosami, starał się zrozumieć choć jedno słowo. Jako, że nie szło mu
najlepiej, uciszył całą trójkę, po czym poprosił, by każdy mówił spokojnie,
wolno i przede wszystkim nie wchodził drugiej osobie w zdanie.
Po
jakichś dziesięciu minutach, organizator wiedział już wszystko. On również się
oburzył. Wymsknęło mu się nawet jedno przekleństwo. Zaraz po jego wypowiedzeniu
chrząknął i oznajmił, że ekipa oświetleniowców zostanie surowo ukarana.
Till,
Nikola i Eliza wymienili dyskretne uśmiechy widząc, jak szef peszy się po
wypowiedzeniu podniesionym głosem siarczystego „patałachy pierdolone”.
Managerki i Lindemann wyszli z gabinetu wyraźnie usatysfakcjonowani tym, co
udało im się załatwić.
~Eliza~
Uporządkowałam w głowie myśli.
Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. Pomyśleć, że szaleństwo zacznie się dopiero
jutro, kiedy zespół wejdzie na scenę, by odbyć próbę generalną. Najpierw
dowiaduję się, że rolę managerki muszę dzielić z inną osobą. Osobą, która od
początku mnie znienawidziła i najchętniej pewnie wykopałaby mnie jak najdalej
stąd. Myślę, że Nikola nie jest świadoma tego, że swoim zachowaniem dodała mi
ogromnej motywacji. Dzięki niej tak na prawdę doszło do mnie, że muszę
udowodnić wszystkim, a przede wszystkim samej sobie, że jestem dobrym managerem
i świetnie poradzę sobie z organizacją koncertu zespołu, który ma szczególne
miejsce w moim sercu zaraz obok System Of A Down, z którymi już
współpracowałam.
Później, afera z reflektorem... Mimo, iż Nikola ani trochę nie zaplusowała u mnie, to przestraszyłam się, gdy zobaczyłam, jak element oświetlenia spada na nią. Gdyby nie zjawił się Till... Brr, nie chcę myśleć, co by się stało... Na szczęście, szef dowiedział się o całym zajściu i oświetleniowcy odpowiedzą za swoje partactwo. Ciekawi mnie, co zrobi organizator. Przecież nie zwolni całej ekipy oświetleniowców na dwa dni przed koncertem. Tym bardziej, że jutro, o piętnastej ma się odbyć próba generalna. Wydaje mi się, że będziemy musiały z Nikolą z rana zrobić obchód i skontrolować efekty pracy ekip. Dokładnie i bez litości. Nie możemy pozwolić sobie nawet na najmniejsze uchybienie. Jeszcze tego by nam brakowało, jakby któremuś z muzyków coś się stało na obiekcie, za który obie bierzemy odpowiedzialność. Poza tym, gdyby moim idolom stało się coś złego tylko dlatego, że nie dopilnowałam pracowników, wyrzuty sumienia by mnie zabiły.
Zastanawiam się, jacy są członkowie Rammstein za kulisami... Czy są sympatycznymi facetami, a może zadufanymi w sobie gwiazdorami. Ciekawe, czy zaproszą nas na aftershow? Chłopaki z SOADu złożyli mi taką propozycję i nie odmówiłam. Bawiłam się wspaniale, a nawet udało im się namówić mnie do skosztowania marihuany... Uśmiechnęłam się do wspomnień, po czym wróciłam myślami do Rammstein. Zawsze, gdy oglądałam ich koncerty w Internecie, brakowało mi uśmiechów na ich twarzach. Jedyny Paul był ciągle uśmiechnięty, reszta jakby zasmucona. Właśnie tego brakuje mi na ich koncertach. Ich występy są pełne fenomenalnych efektów i wspaniałej muzyki, ale gdyby ich buzie były uśmiechnięte, całość wyglądałaby jeszcze lepiej. Może te kamienne twarze podsunęły mi myśl która mówiła, że ciężko będzie się do nich w jakikolwiek sposób zbliżyć. Gdyby moje autorytety okazały się gburami, byłoby to jak uderzenie w twarz.
Starałam się odrzucić od siebie te myśli. Wszystkie inne również. Teraz, musiałam skupić się na organizacji sceny, a wszystko inne wyjdzie w przysłowiowym praniu.
Później, afera z reflektorem... Mimo, iż Nikola ani trochę nie zaplusowała u mnie, to przestraszyłam się, gdy zobaczyłam, jak element oświetlenia spada na nią. Gdyby nie zjawił się Till... Brr, nie chcę myśleć, co by się stało... Na szczęście, szef dowiedział się o całym zajściu i oświetleniowcy odpowiedzą za swoje partactwo. Ciekawi mnie, co zrobi organizator. Przecież nie zwolni całej ekipy oświetleniowców na dwa dni przed koncertem. Tym bardziej, że jutro, o piętnastej ma się odbyć próba generalna. Wydaje mi się, że będziemy musiały z Nikolą z rana zrobić obchód i skontrolować efekty pracy ekip. Dokładnie i bez litości. Nie możemy pozwolić sobie nawet na najmniejsze uchybienie. Jeszcze tego by nam brakowało, jakby któremuś z muzyków coś się stało na obiekcie, za który obie bierzemy odpowiedzialność. Poza tym, gdyby moim idolom stało się coś złego tylko dlatego, że nie dopilnowałam pracowników, wyrzuty sumienia by mnie zabiły.
Zastanawiam się, jacy są członkowie Rammstein za kulisami... Czy są sympatycznymi facetami, a może zadufanymi w sobie gwiazdorami. Ciekawe, czy zaproszą nas na aftershow? Chłopaki z SOADu złożyli mi taką propozycję i nie odmówiłam. Bawiłam się wspaniale, a nawet udało im się namówić mnie do skosztowania marihuany... Uśmiechnęłam się do wspomnień, po czym wróciłam myślami do Rammstein. Zawsze, gdy oglądałam ich koncerty w Internecie, brakowało mi uśmiechów na ich twarzach. Jedyny Paul był ciągle uśmiechnięty, reszta jakby zasmucona. Właśnie tego brakuje mi na ich koncertach. Ich występy są pełne fenomenalnych efektów i wspaniałej muzyki, ale gdyby ich buzie były uśmiechnięte, całość wyglądałaby jeszcze lepiej. Może te kamienne twarze podsunęły mi myśl która mówiła, że ciężko będzie się do nich w jakikolwiek sposób zbliżyć. Gdyby moje autorytety okazały się gburami, byłoby to jak uderzenie w twarz.
Starałam się odrzucić od siebie te myśli. Wszystkie inne również. Teraz, musiałam skupić się na organizacji sceny, a wszystko inne wyjdzie w przysłowiowym praniu.
~Nikola~
Matko,
co za dzień... Najpierw dowiaduję się, że przy organizacji koncertu dla
Rammstein mam wspólnika, znaczy się wspólniczkę, a potem o mały włos nie ginę
przygnieciona przez reflektor. Moja śmierć z pewnością nadawałaby się do
programu „Śmierć na tysiąc sposobów”. Na samo wspomnienie tamtego wydarzenia poczułam
przechodzące po całym ciele nieprzyjemne ciarki. Nie wiem, co by się stało,
gdyby Till się nie zjawił... Odgoniłam od siebie te straszne myśli i skupiłam je
na osobie mojego pomocnika, Elizie.
Hmmm...
Co mogę o niej powiedzieć? Sama nie wiem... Znam ją dopiero od kilkudziesięciu
minut. Wydaje się być trudna do rozszyfrowania. Z jednej strony cicha i
niepozorna, a z drugiej ostra i odważna. I w dodatku to jej zachowanie względem
mnie, kiedy zostałam uratowana od śmierci przez Tilla... No nic, mam nadzieję,
że najbliższe kilka dni jakoś wytrzymam z tą laską. Mam już wystarczająco
nerwów na głowie, by teraz dokładać sobie kolejny.
Przez
całe to zamieszanie związane z koncertem Rammstein, mało jem i mało sypiam. W
dodatku stałam się bardziej nerwowa niż zwykle. Ciągle myślę, czy wszystko
idzie zgodnie z ustaleniami Lindemanna i reszty muzyków. Boję się, że coś może
się spieprzyć, a tym samym zaważyć na ocenie mojej pracy. Jeden błąd, nawet
najbardziej błahy, może sprawić iż pożegnam się z wymarzoną pracą raz na zawsze...
Dopilnowanie przygotowań do koncertu ukochanego zespołu to dla mnie od zawsze
wielkie przedsięwzięcie, jak i wielki zaszczyt.
Kiedy
organizowałam koncerty dla Linkin Park czy Green Day sprawa była o wiele
prostsza. Oba zespoły nie miały zbyt wielkich wymagań w związku z koncertem. Niestety
z Rammstein tak nie ma. Oświetlenie, dźwięk, i jeszcze na dodatek ta cała
pirotechnika bez której koncert nie miałby sensu, to wszystko mnie przerasta. Ale
ja jestem dzielną kobietą, która niczego się nie boi. Poza tym jestem świetną
managerką, która poradzi sobie ze wszystkim i wszystkimi.
***
Kochani, przed
Wami pierwszy rozdział. Mezmerize mnie zabije, za to co zamierzam napisać. Nie
jestem zadowolona z ostatniego fragmentu opowiadania. To nie jest szczyt mojej
twórczości, wiem iż stać mnie na więcej. Mezmerize, nie próbuj nawet
zaprzeczać! Przypominam, że za 3 dni się widzimy i wtedy się policzymy...
CZYTAM =
KOMENTUJĘ
Schneiderowa_95
Schneiderowa, szykuj się na starcie z
Mezmerize... :P
Ale o tym porozmawiamy za 3 dni. ^^
Przedstawiamy Wam pierwszy rozdział
naszego dzieła. :) Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu mimo niezadowolenia
Schneiderowej. :) Dodam , iż mamy kilka pomysłów na kolejne odcinki... ^^
Liczymy na Wasze opinie. :)
Mezmerize